30 dni i 6200 km - Ekipa Wole(j)maluch pokonała już połowę drogi!

Po 30 dniach Julia, Marcin i Łukasz swoim siatkarskim maluchem dotarli na południe Hiszpanii! Zwieńczeniem ich półrocznej pracy nad projektem było przybycie na Przylądek Roca w Portugalii, czyli punktu najbardziej wysuniętego na zachód Europy. Dzielny Fiat 126p przejechał już 6200 km, pokonując tym samym ponad połowę założonej trasy. A co działo się po drodze?

Fiat podbija Francję!

Maluch na trasie Luksemburg-Paryż sprawował się nadzwyczaj dobrze. Julia była w trakcie pisania codziennej relacji, w której miała Fiacika pochwalić, a tu nagle auto odmówiło posłuszeństwa. Z pomocą (no powiedzmy, bo ciężko rozmawiać z kimś w 3 różnych językach, żadnego nie znając) Marokanki, dwóch mężczyzn z Egiptu i Francuza, wymienili aparat zapłonowy i dotarli do celu. Można powiedzieć, że maluch idealnie wpasował się w paryski klimat, a pod wieżą Eifflea zrobił istną furorę. Siatkarze trochę ubolewali, bo kilka dni później w samym centrum miasta organizowano turniej plażówki. No, ale trzeba było ruszać dalej, tym bardziej, że chcieli dotrzeć do Frehel, gdzie odbywały się największe w Europie rozgrywki plażowych trójek.

Estivales de Volley

Francuzi, choć na co dzień niezbyt spontaniczni, wiedzą, jak się siatkówką bawić. I to na wysokim poziomie! Do Frehel na północy Francji przyjechało aż 301 zespołów w kilku kategoriach, począwszy od damskich, przez mieszane, na męskich skończywszy. Oprócz tego obowiązywał także podział na turniej regionalny (Regional) i ogólnokrajowy (Nacional).


Dobra organizacja połową sukcesu

Siatkarze z Polski grali w kategorii Nacional. Rywalizowali z 64 trójkami, które zostały podzielone na dwanaście grup 5-zespołowych oraz jedną 4-zespołową. Do dalszej fazy przechodziły drużyny z 1 i 2 miejsc oraz 10 najlepszych drużyn z trzeciej pozycji, razem 36 trójek. Pozostali nie odpadali z turnieju, ale mogli walczyć jedynie o miejsca 37-64. Ta faza była rozgrywana w sobotę. Jako, że ekipie udało się dotrzeć dopiero o 22, od razu zostali przydzieleni do "grupy przegranych". Ale odpuszczanie nie leży w ich naturze! Niedzielna część rozgrywek to dalsze pojedynki w grupach. Zespoły z miejsc 1-36 (faza Principal) podzielono na 12 grup po 3 drużyny, z których 24 najlepsze awansowały do fazy pucharowej. Tam toczono pojedynki aż do ścisłego finału. Drużynom z trzecich miejsc pozostawała walka o miejsca 25-36 (faza Consolante) w takiej samej formule. Rozgrywki przegranych (faza Homard), w których występowali rozpoczęto od podziału na 8 grup 3-zespołowych i jedną 4-zespołową. Do dalszej fazy i prawa walki o miejsca 37-52 awansowali zwycięzcy grup oraz 7 drużyn z drugich miejsc. Marcin i Łukasz rywalizację rozpoczęli właśnie od tego etapu i od razu przekonali się, jak wysoki poziom prezentują gracze. Okazało się nawet, że w tym siatkarskim święcie biorą udział także największe gwiazdy francuskiej siatkówki.

W trójkę i na zasadach halowych

Marcin i Łukasz, jak sami mówią, mieli problemy ze zgraniem, gdyż organizatorzy przydzielili im jednego dodatkowego gracza, tak aby było ich trzech. Phillipe, ponad 40-letni wyjadacz spisywał się znakomicie, jednak przestawienie się na zasady halowe, jakie tam obowiązywały, sprawiło, że zanotowali dwie porażki (15:21 oraz 18:21) już na starcie. Co za tym idzie, zajęli trzecie miejsce w grupie i pozostała im walka o miejsca 53-64 (faza Homard Mayo). Tam również obowiązywał system pucharowy (co jest bardzo fajnym rozwiązaniem, gdyż, jakby nie patrzeć, każda faza miała swój finał - Principal o 1 miejsce, Consolante o 25, Homard o 37, Homard Mayo o 53). Udało im się dojść się do finału i dopiero tam ulec byłym francuskim ligowcom. Zajęli więc 54 miejsce.

Kolejny rekord w ilości boisk

To, co charakteryzowało ten turniej to zdecydowanie pozytywny klimat. Każdy mógł znaleźć tam coś dla siebie. Za 40€ wpisowego każda ekipa rozgrywała minimum 7 meczów w ciągu dwóch dni rywalizacji, organizator zapewniał także darmowe pole namiotowe z zapleczem sanitarnym. 90 boisk to liczba nieosiągalna w naszym kraju, chociaż po postawie francuskich organizatorów widać, ze to głównie kwestia chęci. Boiska były tam złożone z pionowych pali, a linie były wyryte w piasku. Nigdy jednak nie dochodziło do kłótni o to, czy piłka była w polu, czy też nie. Sędziowanie odbywało się nawzajem, a sporne piłki były powtarzane. Mimo że dla najlepszych przewidziano atrakcyjne nagrody, ekipa z malucha nie widziała zachowania nie fair. Finały odbywały się na kortach centralnych, które zostały przygotowane bardzo profesjonalnie i otoczone trybunami o pojemności około 600 miejsc. Wszystko przeprowadzone bardzo sprawnie i z pasją. Pełne opanowanie (i życzliwość w każdej innej sytuacji) organizatorów, gdy w sobotni wieczór przypływ zabrał około 70 boisk. Gdy Marcin zapytał, jak jutro chcą rozegrać zawody, dostał krótką odpowiedź: "Do not worry, tomorrow everything will be ready".


Viva Espanol!

Upalna Hiszpania była kolejnym przystankiem na trasie Wole(j)malucha. Jako, że z siatkówką związane jest zdecydowanie bardziej południowe wybrzeże, północ potraktowali czysto turystycznie. Madryt zaskoczył ich nie tylko niepowtarzalnym klimatem, ale także dużą ilością policji i... mięsa! Hiszpania słynie z Corridy, co sprawia, że motyw byka przewija się w niej na każdym kroku, przede wszystkim w formie... gotowej do spożycia. Udziec z byka ozdabia restauracje, znajduje się na magnesach i breloczkach. Hiszpańsko-siatkarskie emocje czekają ich natomiast już za kilka dni w Barcelonie!

Wybrzeże Portugalii zdobyte

Projekt zakłada, oprócz promowania siatkówki, wizyty w stolicach krajów na trasie. I tak po Berlinie, Amsterdamie, Brukseli, Luksemburgu, Paryżu i Madrycie przyszła kolej na Lizbonę! Portugalię objechalibysmy wzdłuż wybrzeża, zaczynając od miasta stołecznego. W całym kraju widać ogromną fascynację piłką nożną, aczkolwiek pojedyńcze boiska do plażówki też można znaleźć. Na plaży niedaleko Faro, miejscowości na południu, Marcin i Łukasz rozegrali mecz. Oprócz umiejętności siatkarskich gracze musieli wykazać się odpornością na upał i parzący piasek! Joao i Francisco ulegli siatkarzom z Polski 0-2. Mecz wzbudził zainteresowanie plażowiczów, którzy byli pełni podziwu, bo tego dnia wszyscy chowali się w cieniu.

Półmetek

Po 20 dniach, czyli dokładnie w połowie zakładanej długości podróży, maluch zaparkował na Przylądku Roco, znajdującym się niedaleko Lizbony. Dalej na zachód Europy już się nie da! Tam ekipę spotkała pierwsza nieprzyjemna sytuacja ze strony napotkanych ludzi. Pewien mężczyzna skradł trójce podróżników telefon i klucze od auta. Na szczęście, z pomocą życzliwych ludzi, zguby udało się odzyskać. Takie chwile to idealna okazja, aby sprawdzić zgranie współtowarzyszy podróży. Julia, Marcin i Łukasz ten test zdali, działając wspólnie. W poszukiwania zaangażowali lokalnych mieszkańców, wywiesili ogłoszenia, a nawet zmotywowali do pomocy policję na koniach!

Ekipa Wole(j)maluch vs. Gibraltar - 0-1

Gibraltar ma cztery piękne plaże i ani jednego boiska do plażówki. Ekipa z malucha wykorzystała wszelkie możliwe metody, aby je odnaleźć i dopiero rozmowa z lokalnymi mieszkańcami utwierdziła ich w przekonaniu, że w Gibraltarze jest to niemożliwe. Łatwiej zobaczyć tam małpkę, niż siatkarza! A te, pod względem zwinności, śmiało mogą być ze sportowcami porównywane! Kiedy Julia, Marcin i Łukasz udali się do rezerwatu, od razu przy wejściu jedna z małpek wyrwała stojącej obok dziewczynce siatkę z babeczkami. Po skradzione jedzenie przybiegło od razu kilka innych. Małpki wskakiwały nawet na głowę!

Bywa niebezpiecznie

Wyprawa Wole(j)maluch, choć planowana przez pół roku, jest bardzo spontaniczna. Młodzi często nie wiedzą, gdzie dokładnie następnego dnia doprowadzi ich maluch. Stąd też wynikają przeważnie zabawne, ale czasami też niebezpieczne sytuacje. Jedną z nich bez wątpienia był nocleg na gibraltarskiej plaży, kiedy natknęli się na przemytników z Maroko. w nocy Julię obudził stojący nad nią mężczyzna, mówiący coś do krótkofalówki. Chwilę poźniej podjechał samochód, a następnie podpłynęła motorówka. Nagle pojawiło się kilka osób, które w biegu przenosiły walizki z auta na motorówkę. Takich transportów było kilka, więc młodzi postanowili, dla własnego bezpieczeństwa, opuścić plażę.

Ekipa wiedziała, że pod względem trudności trasy, Hiszpania i Portugalia będą stanowiły wyzwanie dla ich 25-letniego Fiata. Upał i górzyste tereny dały się we znaki po wyjeździe z Gibraltaru, kiedy to okazało się, że popękały uszczelki w gaźniku. Nie byłoby w tym nic wielkiego, gdyby nie fakt, że akurat do tej części silnika nie mieli zapasowych. Chłopacy na szczęście szybko znaleźli pomysł na zastępcze i wycięli je z... tektury. Niesposób aż nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że maluch to świetna konstrukcja!

Miesiąc podróży to także nowe doświadczenia dla trójki młodych podróżników. Chociaż przed wyjazdem nie zakładali spania w Fiacie, sytuacja zmieniła się w trakcie trwania wyprawy. Za nimi już 7 nocy w maluchu, w tym 3 pod rząd! Jak sami mówią, 2 są jeszcze do zniesienia, natomiast 3 była już bardzo męcząca. Najbardziej żałują, że nie mogą zobaczyć z boku, jak w malczanie podczas snu wyglądają! Poza tym, skorzystali już z wielu form nocowania, takich jak coraz bardziej popularne Airbnb, namiot, spanie na plaży, a także w camperze u napotkanych Polaków.

Obecnie siatkarski maluch zmierza do Barcelony, zatrzymując się po drodze w Walencji. Południe Hiszpanii jest wyjątkowo gorące! Śledźcie ich poczynania na bieżąco, zarówno te związane z maluchem, jak i siatkarskie i turystyczne!

Autor: Julia Brudło

Czytaj również